Jak polscy emigranci zostali dżihadystami i postanowili walczyć za Państwo Islamskie

Niemcy to ojczyzna wielu ochotników walczących na Bliskim Wschodzie pod banderą Państwa Islamskiego. Są wśród nich osoby pochodzenia tureckiego, arabskiego, etniczni Niemcy, ale także kilkoro Polaków. Pierwszym głośnym przypadkiem była Karolina R., żona algierskiego imigranta. Przeszła na islam w Niemczech i została salafitką. Szacuje się, że od 10 do 20% zagranicznych ochotników w Państwie Islamskim to kobiety, Karolina R. była jedną z nich. Pojechała do Syrii, żeby walczyć z karabinem w ręku, jednak na miejscu zostawiła męża i młodszego brata Maksymiliana. Sama wróciła i zajmowała się zbieraniem funduszy na rzecz dżihadystów. Po jej aresztowaniu Mohamed Mahmoud, założyciel związanej w przeszłości z Al-Quaedą, Global Islamist Media Front wezwał do zamachów w jej obronie: „Niech samotne wilki w Niemczech zabiją tylu ludzi, aż Karolina zostanie zwolniona z więzienia”. Maksymilian zginął pod Kirkutem w Iraku w walce z partyzantką kurdyjską i jest prawdopodobnie pierwszym Polakiem poległym w walce o kalifat. Na rozprawach Karoliny R. przed sądem w Dusseldorfie pojawiał się m.in. Sven Lau, salafita zapowiadający „posłanie miłosiernego Boga do Polski” za pośrednictwem polskich imigrantów w Niemczech. Polka została skazana na 3 lata i 9 miesięcy więzienia. Przypadek rodzeństwa zaangażowanego w dżihad nie jest odosobniony. Rodzinne związki z dżihadem może mieć nawet 1/3 walczących.

Jacek S. pochodzący z Pomorza wyjechał do Niemiec jako dziecko, był synem pilarza i krawcowej. Po przejściu na islam zapuścił brodę i usiłował namawiać do swojej religii członków rodziny. Jeden z jego krewnych stwierdził w rozmowie z Polska The Times: „sprzedawał fast foody, ale potem stwierdził, że lepiej być na socjalu i dostawać 400 euro miesięcznie”. Został zwerbowany przez za pośrednictwem sieci, zniknął w kwietniu 2015 roku, a w czerwcu wjechał samochodem wypełnionym ładunkami wybuchowymi w budynki rafinerii w Bajdżi. On i trzech innych zamachowców-samobójców zabili 11 osób, ranili 27. Co ciągnie do Państwa Islamskiego? W rozmowie z Jurgenem Todenhofferem jeden z byłych bojowników organizacji, który następnie przeszedł do Dżabat An-Nusra stwierdził „IS jest dobre w reklamie, w tej dziedzinie nie mają sobie równych. Ludzie są naiwni i oślepieni”.

Adam N. stał się znany, gdy trafił na okładkę nieistniejącego już prawicowego tygodnika „ABC”: „Nawróćcie się, póki jest jeszcze czas. Póki nie przyszliśmy do waszych domów, aby sprawdzić, czy jesteście wierni Bogu Jedynemu. Jeśli nie, to zginiecie jak wszyscy niewierni. Takie jest prawo Allaha. My zwyciężymy, dojdziemy do Rzymu i na Placu Świętego Piotra będziemy urządzać masowe egzekucje niewiernych”. To cytat z wywiadu Witolda Gadowskiego, dostępnego w sieci. Adam N. opisuje tam jak w 2013 roku na chwilę przyjechał z wojny do Niemiec w sprawach rodzinnych. Służył wtedy w szeregach Ahrar Al Sham, a potem Dżabat An-Nusra. Został aresztowany. Do Polski deportowano go trzykrotnie. „Ani prokurator, ani tym bardziej ci agenci ABW nie mieli najmniejszego pojęcia o islamie i Bliskim Wschodzie. Ci agenci byli tak śmieszni, jakby się naoglądali za dużo filmów, ale nie przeczytali ani jednej książki. Nawet stawiając mi oficjalne zarzuty”. Adam ma brata, starszego o dwa lata. Był chrzczony i chodził do kościoła, zanim odnalazł wiarę w Allaha.

Gdy miał 8 lat jego rodzice rozstali się w trudnych okolicznościach, a sprawa trafiła do programu Ewy Drzyzgi „Rozmowy w toku” w listopadzie 2001 roku. Zdaniem matki, jego ojciec przywiózł dzieciom mundury z Jordanii i kazał im się czołgać po działce z bagnetami w rękach, radykalizował ich. Wpływ na życie Adama N. miała jednak także emigracja do Niemiec, dokąd wyjechał mając 10 lat. Do Polski wrócił jako dorosły. Teraz tego nie planuje: „Nie chcę żyć w Polsce, bo tu ludzie są niewolnikami. Ja chcę żyć wolny w Państwie Islamskim. Miałem pracę w zagranicznej korporacji w Warszawie, pewnie dlatego że biegle znam niemiecki i arabski, ale to niewolnictwo. Droga donikąd” – twierdzi.

Sprawie dochodzenia przeciwko Adamowi N. przyjrzał się Bartosz Rumieńczyk z Onetu. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego miała interesować się osobnikiem od dawna z powodu jego aktywności w sieci. Według śledczych, brał udział w zorganizowanej grupie przestępczej o charakterze zbrojnym i terrorystycznym oraz udzielał się w obcej organizacji wojskowej. Prokuratura odrzuciła jednak zarzut terroryzmu i została przy służbie w obcej organizacji wojskowej. Podczas prowadzenia śledztwa podejrzany nie objęty aresztowaniem, zdążył wyjechać. Dopiero wywiad udzielony Gadowskiemu dostarczył nowych dowodów. „Po głupich konfliktach pomiedzy organizacjami wstąpiłem do Daulah Islamiyah – wojsk kalifa Al Baghdadiego i z nimi jestem związany do dziś. Przez trzy miesiące przeszedłem intensywne szkolenie bojowe. Nauczyłem się używać różnych rodzajów broni: od AK 47, aż do RPG i broni przeciwlotniczej. Walczyłem w Aleppo, byłem w Azaz i w Raqqa” – chwali się.

Adam N. ze strefy konfliktu przeniósł się do Jordanii, gdzie rozpoczął pracę w warsztacie w dzielnicy Ammanu, Al-Bayader. 15 funkcjonariuszy służb aresztowało go 12 sierpnia 2015 roku. Został postawiony przed sądem i skazany na 4 lata więzienia. Po odsiedzeniu wyroku Adam N. przebywał w Jordanii. Nie wiadomo gdzie jest teraz.

Co ciekawe jego sprawą zainteresowało się Grupa Robocza ONZ ds. Arbitralnych Zatrzymań, oceniając jego zatrzymanie za bezpodstawne i domagało się od władz jordańskich jego wypuszczenia oraz wszczęcia śledztwa w sprawie wymuszenia zeznań za pomocą tortur, także zmuszenia do podpisania oświadczenia w języku arabskim, którego nie rozumiał. Prawdopodobnie eksperci ONZ nie dotarli do dostępnych materiałów na jego temat, a sam zainteresowany dał się nagrać i przyznał się do przynależności do trzech organizacji terrorystycznych, a w swoich wypowiedziach zapowiadał mordowanie niewiernych.

Jakub Woroncow

———————————————————————————-

Powyższy wpis jest fragmentem raportu Instytutu Bezpieczeństwa Społecznego, który zostanie opublikowany w całości wkrótce.